Saga Winlandzka / ヴィンランド・サガ
Typ: Manga |
|
Autor/zy: Makoto Yukimura |
Gatunek: Dramat, przygoda |
Data publikacji: 2005+ (2017+, Polska) |
Status: Wydawana (Wydawana, Polska) |
Ilość tomów: 18+ (1+ / 2w1, Polska) |
Wydawca: Kadokawa Shoten (Japonia), Hanami (Polska) |
Ocena recenzenta: | Inigo_Montoya |
Saga Winlandzka - Nim do moich rąk trafił pierwszy (podwójny) tom znanej szerzej pod anglojęzycznym tytułem "Vinland Saga" mangi Makoto Yukimury oczekiwania miałem ogromne... O G R O M N E. Zdążyłem już spotkać się z zachwalającymi ten tytuł opiniami, wynoszącymi pod niebiosa, stawiającymi w jednym rzędzie z takimi historiami jak "Vagabond" czy "Berserk". Tytuł budził moje skojarzenia szczególnie z Vagabondem, który także umiejscowiony jest w konkretnej, realnej epoce historycznej – a jednocześnie musiało to być zupełnie co innego, bo przecież nie Japonia, nie samurajowie, nie folklor orientu, tylko nasza, europejska przeszłość i dobrze nam znani z popularnych filmów czy lekcji historii wikingowie. Czyli coś, co dla Japończyka jest podobnie oczywiste i znane jak dla przeciętnego Europejczyka wojny skonfliktowanych Daimyo w okresie Sengoku. Zobaczyć kawał historii naszego kontynentu (bądź co bądź epoka wikingów to dobre 300 lat!) oczami kogoś wyrosłego w całkowicie innej kulturze to okazja, która nie powtarza się często. Tylko, czy będzie to projekt pokrywający się w jakimś stopniu z faktami historycznymi i rzeczywistością epoki?
Po lekturze pierwszego tomu muszę stwierdzić, że... wszystko się zgadza! Co prawda nie jestem mediewistą i możliwe, iż ekspert znalazłby szczegóły, które umknęły oku przeciętnego czytelnika, jednak podstawowe fakty, postaci i daty, na które powołuje się Yukimura pokrywają się z wiedzą historyczną. Uzbrojenie, zwyczaje i życie codzienne wikingów w zasadzie już u schyłku swojej epoki również są przedstawione wiarygodnie. Jest to ogromny plus całej historii. Nie brak co prawda legendarnych Jomswikingów, jednakże i oni są obecni w skandynawskich sagach. Nic w tym dziwnego! Przecież manga - już poprzez sam tytuł - nawiązuje do bohaterskich eposów wikingów. Praca domowa z historii odrobiona wzorowo. Co jednak z samą fabułą?
Gdy poznajemy głównego bohatera, młodego - nie ma jeszcze nawet zarostu - Thorfinna (swoją drogą mającego swój odpowiednik historyczny) jest on prawdziwą maszyną do zabijania. Walczy w nietypowy sposób, dwoma krótkimi ostrzami, wykorzystuje swoją zwinność, niczym prawdziwy skandynawski ninja (pamiętajmy, że nadal mamy do czynienia z mangą). Nie liczy się dla niego sława bohatera, ani trzos pełen złota, nie pociąga go wizja przygody czy wojennej kariery. Kieruje nim jeden z najprostszych, najczęściej wykorzystywanych przez autorów wszelakich, a zarazem jeden z najwiarygodniejszych i najbardziej chwytliwych motywów - zemsta. W tym wszystkim nie jest jednak przesadnie rozemocjonowany i nie chce postawić całego świata w ogniu. Po prostu żyje w brutalnych czasach, robi to, co musi, kieruje się własnym, wiarygodnym dla mnie jako czytelnika, systemem wartości. Od razu polubiłem tę postać, choć jeszcze większa sympatią zapałałem do jego nemezis, który będąc rozbójnikiem i ramieniem do wynajęcia również posiada swój pokręcony moralny kodeks i jest w tym szalenie przekonujący. To mnie urzeka w sposobie, w jakim Yukimura przedstawia bohaterów - mamy do czynienia z ludźmi z krwi i kości, złożonymi osobowościami, w które nie trudno uwierzyć. Nawet najbardziej kryształowy ze wszystkich charakterów, jest w swoim postępowaniu wiarygodny. Potrafił nawet wycisnąć ze mnie metaforyczną łzę wzruszenia... ale obądźmy się bez spoilerów. Jedno co mogę powiedzieć to to, że Saga Winlandzka prezentuje się jako dojrzała, potrafiąca miejscami rozbawić, czasem chwytająca za serce, wciągająca historia, która dzięki umiejscowieniu jej w rzeczywistym świecie i stworzeniu przez autora wiarygodnych postaci jest łudząco autentyczna. Co prawda o fabule więcej powiedzieć nie można - czy też wiadomo z góry jak w ogólnych ramach się ona potoczy (jeżeliby sięgnąć do podręczników), jednak mnie więcej nie potrzeba, by podróż przez czasy wikingów była świetną przygodą.
Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał jednak, że właśnie postać i historia Thorfinna jest właśnie tym elementem, który nie zgadza się z informacjami płynącymi ze źródeł. W oryginale był synem kupca, który poszedł w ślady ojca i długi czas przeżył na Islandii. To jedno mogę jednak autorowi wybaczyć, dla wyższego celu, jakim w tym wypadku jest stworzenie świetnej mangi.
Skoro już przy mandze jesteśmy - trzeba powiedzieć parę słów o kresce. We wstępie recki porównałem Sagę Winlandzką do dwóch tytułów, które wydawały mi się w jakiś sposób zbliżone. Tutaj muszę powiedzieć szczerze: styl rysunków Makoto Yukimury to ani artyzm Kentaro Miury tworzącego Berserka, ani piękny niemal-realizm Takehiko Inoue odpowiedzialnego za Vagabonda. Bohaterowie (jak i wszelkie lokacje) narysowani są w dość prosty sposób, niekiedy wręcz komiksowo z całą gamą groteskowych min, najbardziej przywodzący mi na myśl kreskę znaną z Monstera. Taki styl - choć nie tak efektowny jak dwóch wcześniej wspomnianych mangaków - również mi się podoba i w pełni mi odpowiada. Czy manga mogłaby zyskać, gdyby była rysowana bardziej "artystyczną" kreską? Możliwe, że tak. Nie mniej jednak i teraz jest ona naprawdę dobra, autor nie boi się rozbudowanych lokacji, pejzaży, scen marynistycznych czy batalistycznych, a wszystko wychodzi mu bardzo wprawnie i niekiedy wręcz pięknie (jest parę takich kadrów, na których wręcz musiałem zatrzymać oko, by popodziwiać).
Tu przychodzi moment najtrudniejszy – ocena. Tylko jak ocenić coś, względem czego z jednej strony miałem wielkie nadzieje i co je spełniło, z drugiej ani fabuła nie jest szczególnie wymyślna, ani kreska nie stoi na poziomie takim, jak w tytułach, które w mojej głowie występują z Sagą Winlandzką nierozłącznie? Niemożliwym okazało się dla mnie wystawienie jakiejkolwiek oceny cząstkowej, choć wszystkie elementy są naprawdę dopracowane. Zbyt niska ocena byłaby niesprawiedliwa względem tak dobrego i wartego uwagi tytułu, jednak maksimum skali to chyba jednak ciut zbyt wiele. Nie chcę przez to powiedzieć, że historia Makoto Yukimury jest mniej godna uwagi niż ten czy inny tytuł, przeciwnie! Po prostu do ideału - jak na to, co prezentuje pierwszy tom, który ukazał się w Polsce - trochę zabrakło. Dlatego zupełnie nie będąc pewny tej oceny, a jakąś wypada przecież postawić, daję 9 na 10 oczek i znak jakości, zwłaszcza za świetne odzwierciedlenie epoki i ściśnięcie mego ojcowskiego serca... Saga Winlandzka to manga, na którą bez wahania wydam swoje pieniądze! Zdobyła we mnie swojego wiernego fana i to chyba lepsza rekomendacja, niż jakakolwiek punktowa ocena.
Polskie wydanie, za które odpowiada Hanami, moim zdaniem również wypada bardzo dobrze. Porządna obwoluta z zakładkami, taka, jaka osobiście najbardziej mnie przekonuje, zdobi świetna okładka. Nawet bez znajomości fabuły, już na pierwszy rzut oka, mamy ogląd na to, o czym jest ta historia, widzimy, jak prezentuje się kreska, a błękit kontrastujący z postacią Thorfinna na pierwszym planie jest miły dla oka. Wszystkie elementy prezentują się jak najbardziej profesjonalnie. Jeżeli chodzi o tłumaczenie - fakt, postaci nie posługują się językiem epoki, ale... nie przesadzajmy. Takie doświadczenie byłoby nawet ciekawe na paru stronach, jednak w moim odczuciu dłuższej mierze całkiem by zabiło przyjemność z rozrywki, jaką daje czytanie mangi. Decyzja o połączeniu dwóch tomów w jeden również wydaje mi się słuszna - format współgra obszernością, do tego grzbiet ładnie prezentuje się na półce. Ja to kupuję.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy.